Wypuszczanie komercyjnego produktu, który promuje się samobójstwem, nie jest czynem po prostu bezmyślnym. Jest czynem haniebnym.
Rodzime spółki chcą symulować wszystko i wszędzie, a im dziwniej, tym lepiej. Zaczęliśmy od samochodowych mechaników, przeszliśmy przez naprawianie pociągów, renowacje stacji kolejowych i zabawę w złodzieja. Zaczynamy zwiedzać inne planety, udawać pszczoły-robotnice i remontować cyborgi. Kiedy jednak okazało się, że rynek symulatorów zaczyna zbliżać się do punktu przesycenia, studia wyciągnęły nową broń: kontrowersję.
Symulator to gatunek o nieostrych krawędziach
Bywa, że wiernie (choć nieporadnie) odzwierciedla rzeczywistość, innym razem jest kompletnie absurdalny. Wówczas jego sprzedaż zasadza się na influencerach i internetowych śmieszkach. Nuż podchwycą, nuż nagrają rozrywkowe treści, a – w efekcie – spulchnią wishlisty. Jeśli zaś nie spulchnią: nic straconego, przynajmniej prasówki przypomną o spółce akcjonariuszom. Zresztą – w momencie ogłoszenia symulator to zazwyczaj sklejony naprędce trailer i garść sprokurowanych screenów. Właśnie dlatego zapowiedzi mamy dużo, skończonych gier – znacznie mniej.
W ostatnim czasie twórcy zaczynają jednak stąpać po bardzo cienkiej linii między wzbudzaniem sensacji a skandalem. Linii tej nie przekroczyły ani symulowany Jezus, ani zabawa w onanistę czy udawanie księdza-egzorcysty. Granicę przekroczył… pociąg. Wszystko za sprawą symulatora maszynisty, w którym nieroztropny programista zaszył kontrowersyjną mechanikę, a community manager postanowił się nią pochwalić. Ten ostatni wrzucił na social media post, okraszony wymownym tytułem „Suicide_train” i krótką scenką, podczas której samobójca „w zabawny sposób” wskakuje na tory, by dać się rozjechać kilkudziesięciu tonom rozpędzonej stali.
Symulacji życiowej tragedii podjął się jeden z największych wydawców w Polsce
Z kabiny maszynisty oglądamy, jak delikwent zbliża się do jadącej maszyny, by uderzony odlecieć, niby kukła. Oczywiście rozjeżdżanie homo sapiens nie jest w naszym medium niczym (nomen omen) odjechanym, robiliśmy to w dziesiątkach sandboksów. W bodaj żadnym z nich nie znalazła się jednak osobna mechanika, odpowiedzialna właśnie za targnięcie się postaci na własne życie i bodaj żadne studio nie uznało za stosowne, by uczynić z samobójstwa dźwignię marketingu.
Oczywiście, to tylko dodatek to znacznie bardziej zniuansowanej rozgrywki. Warto jednak się zastanowić, czy symulowanie wszystkiego, czego doświadczają maszyniści jest naprawdę konieczne. Takie sytuacje potrafią mocno odcisnąć się na psychice prawdziwych ludzi, a gra nigdy nie odda traumy, jaką wywołują (ba, nie powinna tego robić). Siadając do symulatora lotu chcemy poczuć się jak pilot, raczej nie potrzebujemy doświadczać „przyjemności” rozbijania pasażerskiego Boeinga z dwiema setkami pasażerów na pokładzie nawet, jeśli katastrofy się zdarzają. Jeśli natomiast chcemy upierać się przy realizmie, i koniecznie wciskać takie sytuacje, to może dodajmy też symulację kilkugodzinnego wyczekiwania na prokuratora, podnoszenia wagonów i sesji z psychologiem. Wtedy będzie jeszcze prawdziwiej.
Do problematyki zdrowia psychicznego należałoby podchodzić na palcach, a już na pewno: z minimum empatii. Światowa Organizacja Zdrowia alarmuje, że co 40 sekund jedna osoba pozbawia się życia. Nad Wisłą, dodaje Polskie Towarzystwo Suicydologiczne, codziennie popełnia samobójstwo 15 ludzi. Rośnie liczba osób młodych, w 2014 Polska była druga pod względem liczby samobójstw wśród nieletnich.
Osiemdziesiąt procent osób podejmujących próby samobójcze komunikuje swój zamiar z wyprzedzeniem, często nie otrzymując pomocy i wsparcia, których desperacko potrzebują. Jeżeli zdarzają się wam myśli samobójcze, zawsze warto poprosić o pomoc bliskich i, przede wszystkim, skontaktować się ze specjalistą – lekarzem psychiatrą oraz z psychoterapeutą. Dobrze zapamiętać dwa numery: infolinii dla dzieci i młodzieży (116 111) oraz telefonu zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym (116 123).
Autor: Artur Cnotalski